Patronem serwisu jest PTCA

Bajka terapeutyczna Słonik Tulsi cz.2

Atopia 1/2018
Tulsi wielki słoń druga część opowiadania.
Ilustrowała Marianna Ciszecka (12 lat ) do opowiadania swojej mamy Moniki Wyrzykowskiej.

W poprzednim odcinku Tulsi, mała słonica, spotkała w dżungli samotnego słonika, który zgubił swoje stado. Wyglądał nieco odmiennie. Na jego głowie sterczał rudy czubek włosów. Zarówno Tulsi, jak i inne młode słonie, odrzuciły i wyśmiały obcego, który oddalił się w nieznane. Po przemyśleniu tematu i naradzie, słonie zdecydowały się jednak pomóc obcemu. Na wyprawę poszukiwawczą wybrali się Tulsi i starszy od Tulsi, Dhiir.

 

– Nie ma zatem na co czekać! Idziemy? – popatrzyłam na Dhiira.

– Zaraz, zaraz … a czy Ty wiesz dokąd idziemy? Gdzie trzeba zacząć poszukiwania? – odpowiedział. No tak, nie wiedziałam. Tak bardzo już chciałam znaleźć tego słonia. On musiał się czuć bardzo źle, sam, zagubiony przez stado odrzucony przez Gadżradża i wyśmiany przeze mnie. Chciałam naprawić błąd. Spieszyło mi się.

– Przepraszam, to może ustalmy kto go ostatni widział i gdzie.

– Widzieliśmy go razem, przy zwalonym drzewie niedaleko wyschniętej rzeki. Chyba szukał wody, ale po tym, jak go pogoniliśmy odszedł korytem rzeki w stronę dżungli. – powiedziała Kalpana.

– Tam chyba musimy zacząć. – Dhiir zrobił długi dziubek jak to powiedział i popatrzył do góry marszcząc czoło.

– Czymś się martwisz ? – spytałam.

– Idąc w górę rzeki możemy napotkać tygrysy. Słyszałam jak dorośli mówili, że widzieli ślady zostawione przez nie w tamtej okolicy. Może były stare. Te ślady, nie tygrysy.

– Dhiir uśmiechnął się do mnie. No dobrze, idziemy. Kiedy dotarliśmy do leżącego drzewa zobaczyliśmy, że ziemia wokoło jest błotnista. Rzeka wysychała od niedawna. Łatwo można było zobaczyć ślady zostawione przez naszych kolegów i te, zostawione przez Czubka. Podążał w las idąc korytem rzeki. Poszliśmy po śladach. Wędrowaliśmy może 20 minut, gdy nagle ślady skręciły w lewo. Weszliśmy w gę sty las. Zaczęłam się trochę bać. Przypomniałam sobie o ty grysach i wężach. Nie chciałam nic mówić koledze. Mamy zadanie do wykonania. Popatrzyłam na Dhiira. Nie wyglądał na wystraszonego. Minęło kolejne 15 minut.

Mhm, mhm … Dhiir, czy ty wiesz gdzie idziemy? Ja muszę przyznać, że nie rozpoznaję żadnych śladów.

Poptarz tu – Dhiir wskazał na objedzone listki z krzaka i złamane gałązki.

Tak, rzeczywiście. Nie zauważyłam tego wcześniej. Dhiir był bardzo uważny. Pomyślałam, że z nim jest całkiem bezpiecznie. On na pewno wyczułby tygrysa gdyby był w okolicy. Poszliśmy dalej. Nagle Dhiir zatrzymał się. Coś mi tu nie pasuje – odezwał się. Co takiego? Popatrz do góry.

Podniosłam głowę i zobaczyłam złamaną gałąź. To pewnie był słoń. Tylko dlaczego nagle taki duży. Nie sądzę, żeby Czubek łamał dla zabawy gałęzie nad sobą.

To za wysoko jak na Czubka.

Otóż to. Chyba tropimy innego słonia. Tak, czy inaczej musimy iść dalej. Idziemy na południe. Za nami jest nasze stado, a przed nami chyba koryto rzeki. A tak przy okazji – dlaczego też nazywasz go Czubek?

Ojej! Bo nie wiem jak go nazwać! To nie jest złośliwe. Po kilkudziesięciu krokach rzeczywiście wydostaliśmy się z gąszczu i znaleźliśmy się ponownie w korycie rzeki.

Cofnij się – wyszeptał Dhiir – Patrz tam! Popatrzyłam w prawo i zobaczyłam wielkiego słonia. Stał odwrócony tyłem do nas. Pił wodę z kałuży. Wycofaliśmy się w krzaki.

Nieźle urósł ten nasz Czubek – zachichotałam cicho. Ty się nie śmiej. Wiesz, że samotne słonie nie zawsze są dobre. Nie wiemy kto to jest.

To prawda. Wiesz co, myślę, że już długo go szukamy. Prawdę mówiąc trochę się boję w tym lesie. Może powinniśmy wracać i poprosić o pomoc starszych.

Też tak myślę – Dhiir pokiwał głową – Musimy zatem kierować się na północ.

Droga powrotna do stada minęła nam bez żadnych niespodzianek. Po drodze minęliśmy bardzo ładną polankę, na której rosły bananowce. Wisiało na nich sporo owoców. Koniecznie musimy o tym powiedzieć starszym w stadzie. A może nie powinniśmy? Wtedy przyznalibyśmy się, że poszliśmy sami dżungli…

Wystawiliśmy nosy spomiędzy drzew. Patrz Dhiir. Co oni tam robią? Przed nami widać było zgromadzenie. Całe stado stało wokół czegoś głośno debatując.

Dziś są urodziny Kalpany. Pewnie rozpoczęli świętowanie. Gdy tylko Dhiir to powiedział do naszych uszu dotarły słowa wypowiadane podniesionym głosem:

Nie można kłamać mały słoniu! Kto ciebie tego na uczył? Przecież wszystko jest jasne. Ty jesteś tutaj. Masz ubrudzoną owocami trąbę. Owoców nie ma. Dwa plus dwa równa się cztery.

Proszę, niech mi Pani uwierzy! Owszem, zjadłem kilka mango, tak jak mówiłem. Tylko kilka. Resztę zjadł wielki słoń, który tutaj był niedawno!

O, a czyj to głos? To chyba … to chyba był ten Czubek. Nie byłam pewna.

Dhiir, chodź szybciej. Chyba znaleźliśmy Czubka, albo raczej sam się znalazł.

Przyspieszyliśmy kroku. Już za chwilę wciskaliśmy się pomiędzy inne słonie, by zobaczyć co jest w środku kręgu. Tak, to był Czubek!

To Ty! – krzyknęłam.

No proszę, wreszcie się znalazłaś, Tulsi. Gdzie ty byłaś, co? – mama popatrzyła na mnie gniewnie. Pozostali też od wrócili wzrok od Czubka i patrzyli na nas. – Tulsi, tu się dzieją dziwne rzeczy, a ciebie nie ma. Prosiłam ciebie dziś, żebyś sama daleko nie chodziła. Gdzie byłaś, albo raczej gdzie byliście? Dhiira też nie było.

Eeee… – tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić w tej trudnej sytuacji.

 

 

No właśnie, Tulsi. Szukaliśmy was, bo ten tutaj znalazł się. A wy jego szukaliście. A on był tutaj. Babcia moja go znalazła. Bo wiesz, mama i babcia zbierały owoce na urodziny Kalpany, a on je zjadł! – Czatarpatar trajkotał jak katarynka.

Nie zjadłem! – krzyknął obcy.

Tulsi, on właśnie mówi, że nie zjadł i że tu był taki duży słoń, który przyszedł jak on był pod krzakami, i że to ten słoń zjadł, i że on go przestraszył. No jak taki mały słoń mógł przestraszyć dużego?! – Czatarpatar kontynuował.

Tłumaczyłem, że byłem głodny, bo nie sięgam do owoców wysoko i nie mogę sam sobie zerwać. Zgubiłem swoje stado i nie mam nikogo starszego, kto mógłby dla mnie ze rwać owoce. Prawda, wziąłem 5 mango. Tylko tyle. Potem położyłem się obok pod krzakami, żeby odpocząć. Wtedy przyszedł ten wielki słoń i zaczął zjadać wasze zapasy. Naj pierw się wystraszyłem i chciałem uciekać, ale potem po myślałem, że może uda mi się go przegonić. Dziadek uczył mnie kiedyś jak naśladować różne głosy. Schowałem się głębiej w krzaki i udawałem, że dwa dorosłe słonie ze sobą rozmawiają. Udało mi się. On uwierzył, że słyszy dorosłych i odszedł stąd. Poszedł w kierunku wyschniętej rzeki.

Aaa! On chyba mówił prawdę! Przecież widzieliśmy przy rzece dużego słonia. To mógł być ten sam słoń. Popatrzyłam na Dhiira. Nasz wzrok spotkał się. Chyba mieliśmy w głowach to samo pytanie. Powiedzieć gdzie byliśmy, czy nie? Jak powiemy, nasze mamy będą na nas bardzo złe. Jak nie powiemy, będą chcieli ukarać obcego za kradzież. Jeszcze raz spojrzałam na Dhiira. Lekko kiwnął do mnie głową.

Mamo. – zaczęłam cicho, ale nikt nie usłyszał.

Mhm – chrząknęłam i zaczęłam głośniej – Słuchajcie. Ten słoń mówi prawdę.

A ty skąd możesz o tym wiedzieć dziecko. Nie było ciebie tutaj – odezwała się jedna ze słonic.

Tak, nie było nas tutaj, ale tam gdzie byliśmy spotka liśmy dużego, obcego słonia. Tak jak mówi ten mały słoń, w korycie wyschniętej rzeki.

Na chwilę zapadła totalna cisza. Tylko mucha bzycząc przeleciała przed moimi oczami. Czekałam co się teraz stanie. Mama krzyknie, inni będą się pytać, jakie konsekwencje nas czekają za naszą wyprawę?

Córeczko, a co ty robiłaś w środku dżungli? Byłaś tam z Dhiirem, tak? Bardzo proszę wyjaśnijcie nam.

Mmm …, bo ja mamo chciałam pomóc temu słoniowi.

 

 

Mam na imię Dhiradż – powiedział obcy. Chciałam pomóc Dhiradżowi. Mówiłam ci, że go wcześniej spotkałam, ale nie powiedziałam ci, że byłam dla niego niemiła. Co więcej inni też byli dla niego niemili – popatrzyłam na Gadżradża. – Po naradzie zdecydowaliśmy, że nie zostawimy go samego, no i ja razem z Dhiirem zgłosiliśmy się do poszukiwań. Znaleźliśmy ślady, które prowadziły do lasu, więc podążyliśmy jego tropem. Po drodze, w korycie wyschniętej rzeki spotkaliśmy dużego słonia. Przyszedł od strony tego miejsca. To może oznaczać, że Dhiradż mówi prawdę. Wiem mamo, że chodzenie do lasu bez dorosłych jest niebezpieczne, ale Dhiir świetnie orientuje się w dżungli. Jest w stanie odkryć wiele ciekawych rzeczy w lesie, wytropić zwierzęta. Nie wiecie o tym, bo go nigdy o to nie pytaliście. – wszyscy popatrzyli na Dhiira, a ja kontynuowałam – Tak, wiem, że to nie było bezpieczne, ale jak inaczej można się czegoś nauczyć, gdy nie możemy tego doświadczyć. Poza tym czułam się winna, że tak źle potraktowaliśmy małego słonia, który jest samotny. Nie spodobał się nam, bo wygląda trochę inaczej. Ja też wyglądam trochę inaczej, a jakoś wszyscy mnie akceptują. Mogłabym o naszej wyprawie nie powiedzieć, ale wówczas wszyscy myślelibyście, że to on zjadł całe mango.

Córeczko…

Tak mamo?

Wiesz, że się o ciebie martwię, bo masz delikatną skórę, i poza wszystkimi innymi niebezpieczeństwami, możesz się łatwo zranić.

Tak wiem, mamo. Czułam, że muszę znaleźć Dhiradża. Przepraszam, że ci nie powiedziałam.

Córeczko, jesteś bardzo odważna.

Dlatego, że poszłam do dżungli?

Dlatego córeczko, że przyznałaś się do czegoś, za co mogłabyś ponieść konsekwencje, po to, żeby udowodnić wiarygodność słów Dhiradża. Jeszcze sobie o tym wszystkim porozmawiamy, ja i ty, a tymczasem proszę Państwa wypadałoby uczcić jakoś urodziny Kalpany.

Wracając tutaj, widzieliśmy w lesie bananowce obsypane owocami. Może po nie pójdziemy? – zaproponował Dhiir.

A co z Dhiradżem? – spytałam patrząc na mamę.

Chyba zostanie z nami, skoro nie ma teraz własnej rodziny.

 

Komentarze

Dodaj komentarz